Przemyślenia o...
Zdradzie emocjonalnej
Byliście kiedyś w takiej sytuacji, że ktoś nieznajomy wchodzi do pokoju, witacie się, łapiecie chwilowy kontakt wzrokowy i nagle czujecie, że serce zaczyna Wam szybciej bić? Dłonie zaczynają się pocić? Policzki czerwienią się przy przypadkowym kontakcie wzrokowym? Doświadczacie tych wszystkich reakcji fizycznych i już wiecie, że ta osoba stała się centrum waszego Wszechświata. Uświadamiacie to sobie i wtedy przypomina Wam się, że jesteście w związku. Długim. W miarę stabilnym. Powiedzmy, że szczęśliwym. Toksycznym.
Podobno do zakochania się w kimś wystarczą 4 minuty, mnie jednak osobiście wystarczyło samo przywitanie się. Kiedy później wymienialiśmy się spojrzeniami, moje policzki momentalnie stawały się czerwone i nic nie mogłam na to poradzić. Chociaż bardzo mi się to podobało, bo oboje mieliśmy ku sobie, to jednocześnie trawiły mnie koszmarne wyrzuty sumienia. Byłam w związku z jednym człowiekiem, odkąd skończyłam podstawówkę i to z nim przeżyłam absolutnie wszystkie pierwsze razy. Był też pierwszym, którego darzyłam miłością. Kiedy jednak poznałam mojego obecnego chłopaka to czułam bardzo silne wyrzuty sumienia. Przede wszystkim dlatego, że istnieje między nami olbrzymia chemia. Ponadto świetnie się dogadujemy, a nasze poglądy są zbieżne w większości tematów. Byłam przerażona, naprawdę. Nie widziałam siebie bez swojego pierwszego chłopaka, było to dla mnie zupełnie nierealne. Ale emocje zrobiły swoje, nie da się ich powstrzymać.
To, jak teraz wygląda moje życie uczuciowe, jest niewyobrażalne. Czuję, że znalazłam swoją platońską drugą połówkę, niemniej nie żałuję pierwszego związku, który wiele mnie nauczył. Cieszę się, że udało mi się załatwić tę kwestię tak czysto jak się dało. Nie zniosłabym, gdybym nie zachowała do końca lojalności czy wierności. Również polecam zrobić sobie kilka dni przerwy w takiej sytuacji i wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Niemniej prawdziwą miłość się po prostu czuje i nie da się jej pohamować.