Przemyślenia o...

 Zerwaniu

Jeśli śledzicie mojego bloga, to zapewne wiecie, że zostawiłam swojego długoletniego partnera dla gościa, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Tak, chciałam być lojalna, dochować wierności itd. Lojalna w stosunku do typiarza, który zostawił mnie po 5 tygodniach. No cóż, jest w tym nuta bardzo czarnego sarkazmu, jeśli rozumiecie, co mam na myśli.

No ale od początku. Wiadomo, pierwszy etap związku to taki cukierkowy okres i u nas nie było inaczej. Absolutnie żadnych typowo związkowych czerwonych flag (nawet po analizie i wielokrotnym mieleniu tematu z moją najlepszą psiółą). Komunikacja na świetnym poziomie, problemy rozwiązywaliśmy rozmową na bieżąco (a już po tygodniu był ogromny fuck-up z jego strony), kontakt też mieliśmy super, bo rozmawialiśmy praktycznie co wieczór. No, ale po dwóch tygodniach (naprawdę jest to w pewien sposób komiczne, bo przerobiliśmy kilkuletni związek w trochę ponad miesiąc) zaczęło się psuć. Mój eks zachorował, siedział w domu cały tydzień. No wiadomo jak to podczas choroby, nie można wymagać od partnera, żeby zachowywał się normalnie. Wtedy przegapiłam moment, w którym mój były zaczął się izolować od ludzi celowo, a nie dlatego, że nie miał siły utrzymać czegokolwiek w rękach. 

Moja studniówka, na którą poszliśmy razem, okazała się początkiem końca. Niefortunnie złożyło się tak, że dosłownie naprzeciwko mnie siedziała bliska przyjaciółeczka byłej mojego byłego. Tak, dobrze się domyślacie, rzucił ją dla mnie, ale jej o tym nie powiedział. Nie uwzględnił przy zerwaniu, że pojawiłam się ja i byłam swoistym impulsem do zerwania tego toksycznego związku (tak samo jak zadziałało to w moim przypadku, jednak mój pierwszy były dowiedział się, że poznałam kogoś innego). Ale wracając z tej długiej dygresji do studniówki, przyjaciółeczka była na tyle uprzejma, żeby tej byłej mojego byłego (zaczęło mnie aż śmieszyć to nazewnictwo) wysłać nasze zdjęcia jak się przytulamy czy tam całujemy. No i wtedy już mój eks zaczął totalnie świrować, właściwie po studniówce przestaliśmy ze sobą rozmawiać, odpisywał mi po kilku godzinach. Typowe prawda?

Kilka dni po studniówce moją psychikę szlag trafił i, słusznie czy nie, postawiłam swojemu byłemu ultimatum. Bo właściwie z pisania non stop i częstych rozmów przeszliśmy do wymiany pytań "jak się czujesz" raz na kilka godzin. Napisałam mu, że ja już tak dłużej nie mogę, że nie wiem co się stało, ale albo wracamy do tego jak było, albo robimy przerwę. Tak, dobrze rozumujecie, wybrał przerwę. O ja naiwna, byłam początkowo przekonana, że to nie potrwa dłużej niż kilka dni i wszystko wróci do normy. Ale minął tydzień, dwa. Nie pisaliśmy wcale, gadaliśmy kilka razy i rozmowy zupełnie się nie kleiły. Później chuj bombki strzelił, tak jak pisałam na początku.

Przerwa od siebie spowodowała spustoszenie w mojej psychice. Nigdy przez całe swoje życie nie czułam się tak źle, jak przez tamte dwa tygodnie. Dodatkowo sieknęło mnie wtedy przeziębienie, więc pierwszy tydzień właściwie nie wychodziłam z łóżka. Gdyby nie moja grupka przyjaciół, a w szczególności moja najlepsza przyjaciółka, to prawdopodobnie gdzieś byłabym już zakopana. Miałam najsilniejsze załamanie, jakie kiedykolwiek przeżyłam w życiu i dalej mogłam liczyć na ich wsparcie. Dalej jest to dla mnie niesamowicie budujące, jak mocna jest nasza relacja.

Teraz jestem już jakiś czas po zerwaniu, jednak wszystko jest nadal bardzo świeże. Ból jest cały czas bardzo mocny, z czasem nawet nasilił się, ponieważ do głosu doszła również tęsknota. Na to wszystko złożył się fakt, że ja praktycznie od dzieciństwa byłam w związku, nigdy nie żyłam sama dla siebie. Związek był jedną z najbardziej stałych rzeczy w moim życiu, a teraz jestem w jakiś sposób pozbawiona sensu istnienia. Na moje nieszczęście jestem bardzo stała w uczuciach, i naprawdę minie dużo, zanim przestanie mnie ta cała sytuacja boleć. Co ciekawe, pomimo faktu, że mój drugi eks okazał się skurwysynem, jaki zdarza się jeden na miliard, podłym kłamcą i zdrajcą to nie zmniejszyło w żaden sposób mojej miłości do niego. Doszła nienawiść za to jak skrzywdził, zawiódł i zdradził moich najlepszych przyjaciół, owszem, jednak dalej jestem w nim zakochana tak samo mocno jak byłam.

Zerwanie niszczy cały porządek w życiu, akurat ja wiem co mówię. W ciągu niecałych dwóch miesięcy przeszłam dwa rozstania, jedno pokojowe i spokojne, drugie takie, które rozpieprzyło moje życie. Obecnie staram się być sama dla siebie priorytetem, jednak nie jest to łatwe. Mimo wszystko mam nadzieję, że uda mi się za parę miesięcy opublikować post o tym, że zamknęłam definitywnie ten rozdział mojego życia.

Popularne posty z tego bloga

Przemyślenia o...