Posty

Przemyślenia o...

  Organizacji Jako posiadaczka średniego wykształcenia po ukończeniu liceum daję sobie uprawnienia, żeby wypowiedzieć się na temat swojej samoorganizacji w latach szkolnych. Wypracowałam sobie całkiem niezły system, żeby zarzynać się całe dnie przy biurku, którym teraz chcę się podzielić. U mnie tym, co się sprawdzało i motywowało do spięcia pośladków był cel. Tak mało i tak dużo jednocześnie. Od pierwszej klasy liceum marzy mi się studiowanie na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie (pewnie się przejadę na tym wyborze tak samo, jak wtopiłam z wyborem liceum). Kierunki trochę się zmieniały, lecz ostatecznie od października będę studentką prawa (jeszcze c*uj wie gdzie). Po drugie, sporą rolę odegrało wychowanie, jakie otrzymałam od rodziców. Jestem jedynaczką z dobrego domu, na tym froncie powiodło mi się najlepiej jak mogło. Rodzice stworzyli mi perfekcyjne warunki do poszerzania wiedzy i umiejętności, nie musiałam się ograniczać z zajęciami pozalekcyjnymi czy kupowaniem książek. ...

Przemyślenia o...

  Wegetarianizmie Ostatnio dotarło do mnie, że nie miałam w ustach mięsa od roku. Nie jest to nic takiego, wiadomo. Gdzie mi tam do takiej Magdaleny Różczki, która nie jadła mięsa od kilkunastu lat. Jednak mimo wszystko chciałabym się podzielić swoimi odczuciami po roku wegetarianizmu. Doprecyzujmy jednak jeszcze co rozumiem pod pojęciem "wegetarianizm". Nie wpierdzielam tylko mięsa, ryby i nabiał jem (wymóg matki-lekarki). Wszystko zaczęło się, kiedy wyjechałam na dwutygodniowe wakacje do Grecji. Wtedy coś we mnie wstąpiło (mój pierwszy eks, zagorzały mięsożerca, powiedziałby, że szatan) i z dnia na dzień przestałam jeść mięso. Ale wiadomo jak to na Krecie: wszystko było świeże, no i też jadłam rzeczy, o których wcześniej bym nie powiedziała, że istnieją (jak można się spodziewać, jestem kuchenną laiczką - przeżycie na studiach może być ciężkie). Zupełnie nie odczułam braku mięsa, spotkałam się natomiast z różnymi reakcjami. OCZYWIŚCIE mój pierwszy eks nie mógł tak po prostu...

Przemyślenia o...

  Zerwaniu Jeśli śledzicie mojego bloga, to zapewne wiecie, że zostawiłam swojego długoletniego partnera dla gościa, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Tak, chciałam być lojalna, dochować wierności itd. Lojalna w stosunku do typiarza, który zostawił mnie po 5 tygodniach. No cóż, jest w tym nuta bardzo czarnego sarkazmu, jeśli rozumiecie, co mam na myśli. No ale od początku. Wiadomo, pierwszy etap związku to taki cukierkowy okres i u nas nie było inaczej. Absolutnie żadnych typowo związkowych czerwonych flag (nawet po analizie i wielokrotnym mieleniu tematu z moją najlepszą psiółą). Komunikacja na świetnym poziomie, problemy rozwiązywaliśmy rozmową na bieżąco (a już po tygodniu był ogromny fuck-up z jego strony), kontakt też mieliśmy super, bo rozmawialiśmy praktycznie co wieczór. No, ale po dwóch tygodniach (naprawdę jest to w pewien sposób komiczne, bo przerobiliśmy kilkuletni związek w trochę ponad miesiąc) zaczęło się psuć. Mój eks zachorował, siedział w domu cały ...